czwartek, 11 grudnia 2014

Kiermasz Jedyny na...

Odbył się w niedzielę w Blue City. Wrażenia? To co zawsze - mnóstwo ludzi, wszystko się podoba, ale zakup odkładają na później, czyli na święte nigdy. Nie powinnam narzekać, bo  sprzedałam kufer z kotami, który zajmował za dużo miejsca. Poza tym kilka drobiazgów, a z resztą wróciłam do domu. Jak zwykle.

To fragment naszego (mojego i Edyty z Pracowni Jabłoniee) stoiska.
Odrębną sprawą są warsztaty decoupage'u, które na tym kiermaszu prowadziłyśmy. Na warsztaty dla dorosłych zgłosiło się mnóstwo dzieci, zapisani dorośli nie.
Moje pierwsze spostrzeżenie - rodzice traktują warsztaty jak coś, co ich dzieciom się należy, niektórzy nawet nie pytali czy można się przyłączyć, nawet w połowie zajęć, tylko sadzali dzieci. Drugie - traktują prowadzące warsztaty jak opiekunki - dwóch panów zostawiło dwie córeczki i wrócili po godzinie. Jedna dziewczynka była grzeczna, druga arogancka i roszczeniowa ("bo nikt się nami nie zajmuje"), a kontaktu z rodzicami nie było. Dwójka dzieci o azjatyckiej urodzie, z czego jedno nic nie rozumiało po polsku, a drugie tylko trochę - rodzice gdzieś na zakupach, po pomalowaniu bombki musieli iść, bo mama wydzwoniła.
Na dodatek hałas centrum handlowego, tłum dookoła - koszmar.
Wielkie dzięki dziewczynom - Mikołajkom, które nam pomogły.








4 komentarze:

  1. Szkoda, że tak Wam wyszło. Wiem, jakie śliczne wystawiacie prace. Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. przykre to jest że ludzie wolą chińszczyzne od rękodzieła

    OdpowiedzUsuń
  3. Na fotkach wszystko wygląda fajnie! Ale współczuję. Niestety centra handlowe nie należą do przyjemnych miejsc. Zwłaszcza przed świętami. A rodzice, którzy "sprzedają" swoje dzieci - szkoda gadać... Przykro, że tak wyszło :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale bylas, pokazalas swoje prace..to napewno zaprocentuje..potrzeba tylko czasu..wiem cos o tym..Pozdrawiam .)

    OdpowiedzUsuń